Słońce nareszcie przygrzało konkretnie i jest super! Z niecierpliwością czekałam na nie! Miałam już dość zimna. Ale, nareszcie jest! Jaka radość! Można zrzucić z siebie wszystkie ciepłe ubrania, poczuć się wreszcie swobodniej. Spacerować boso po trawie, opalać się, jeździć rowerem, pracować w ogrodzie; robić mnóstwo wspaniałych rzeczy na powietrzu.
A jednak to, co dla mnie i może dla Ciebie również jest radością, dla kogoś może być problemem.
Okazuje się, że wiele osób cierpi z nadejściem słonecznych dni. Niebywałe, prawda? Serio, serio. Ostatnio kilka osób zwróciło się do mnie z tym problemem.
Jeszcze kilka lat wstecz dotyczył on i mnie. Przez większość życia miałam uczulenie na słońce, które objawiało się tak, że moje ciało (zwłaszcza nogi), było całe w czerwonych plamkach, kropeczkach… Nie było to ani przyjemne, ani ładne. Ból, swędzenie, pieczenie, inne objawy. Moja cera była blada, słabo się opalałam. Dlatego też unikałam słońca, wstydziłam się tego pokropkowanego ciała, bladości, bo wyglądałam jak przysłowiowa „córka młynarza”.
Od ponad 4 lat jem moje ‘zielone złoto’, dzięki któremu zapomniałam o tym wstydliwym problemie.
Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Był to jeden z ‘cudów’ jakich doświadczyłam dzięki moim zielonkom. Wobec całej listy chorób, z którymi borykałam się ponad 20, 25 lat, ten problem nie był dla mnie najistotniejszy. Ale z ulgą i wdzięcznością to przyjęłam. Nareszcie mogłam w pełni cieszyć się słońcem!
Wraz z pojawieniem się słońca wiele osób, zwłaszcza kobiet, z konieczności chowa się w cieniu, dosłownie i w przenośni, z powodu tego wstydliwego dla nich problemu. Blada skóra, uczulenia, poparzenia, czerwone plamy na ciele itp. Powodują, że nie mogą korzystać z dobrodziejstw słonecznych dni. Bardzo dobrze to rozumiem i współczuję. Chociaż sama już o tym zapomniałam, nie mam już tego problemu.
Jak to się stało, że mnie ten problem już nie dotyczy?
Jak to możliwe, że po tylu latach pozbyłam się tego bez żadnych leków, supli, ziół, maści, czy specjalistycznych kuracji???
Przede wszystkim mój organizm wreszcie dostał to, czego potrzebuje, czyli najlepszej jakości „zielone paliwo”, które ma wszystko, czego mój organizm potrzebuje, żeby prawidłowo funkcjonował.
Po latach biedowania, leczenia lekami, ziołami, suplementami i różnymi kuracjami (które przynosiły więcej szkody niż pożytku) przyszła do mnie na szczęście Zielona Żywność Funkcjonalna i zrobiła porządek!
Dała mojemu organizmowi cały pakiet witamin, minerałów, aminokwasów egzogennych, żywych ENZYMÓW!, antyoksydantów, fitosubstancji i wiele innych składników odżywczych.
I co niezwykle ważne, dostarczyła mu ogromnej ilości świeżego CHLOROFILU, który jest cudownym zielonym słoneczkiem i powoduje, że skóra nabiera ładnego kolorytu, nawet bez opalania.
Podkreślę tutaj słowo „ŚWIEŻY” chlorofil. Jest to niezwykle ważne, ponieważ na rynku mamy mnóstwo preparatów z chlorofilem, który jest zwietrzały, stary.
Świeży chlorofil poznasz po pięknym ciemnozielonym kolorze i mocnym, wyrazistym aromacie. Bladozielone, bezzapachowe produkty lepiej omijaj szerokim łukiem. W szczególności suszoną, mielona trawę, zwaną „młodym jęczmieniem”, obecną chyba w każdym markecie. Chlorofilu w niej niewiele. Kolor bladozielony. Do tego mikrowłókna, powstałe podczas mielenia trawy, które mogą uszkodzić ścianki jelit, żołądka. Uważaj zatem!